Czas na powiesc drogi :)
Wczoraj byla niedziela, wstalismy o 6 rano, zeby spokojnie pod wieczor zdazyc do Can Tho w delcie Mekongu. Transport woda na kontynent mial byc podobno co godzine, wiec spoko, na pewno zdazymy.
7 - wyruszamy w upale plaza z plecakami do Duong Dong po bilety na statek.
7.15 - mamy dosc. Termos wczoraj mial 40 stopni goraczki i dzisaj nie daje rady isc dalej.
8 - zawinelismy do przydroznego biura podrozy, gdzie mamy nadzieje kupic bilety. Niedziela, wiec biuro nieczynne. Pani ze sklepu obok (ohydna ciepla oranzada) dzwoni do wlascicielki.
8.30 - wlascicielka przyjezdza. Wodoloty do Rach Gia (gdzie chcemy jechac) sa dwa dziennie, poza tym brak miejsc. Decydujemy plynac do Ha Tien pod granica kambodzanska, skad mamy nadzieje autobusami dojechac do Can Tho.
9.30 - by motorbike jestesmy w Duong Dong, skad bedziemy lapac transport do przystani po drugiej stronie wyspy.
11.30 - by motorbike dojezdzamy na przystan. Prom do Ha Tien bedzie o 14.
13.30 - wyglada, ze sprzedano wiecej biletow, niz miejsc, bo ciagle wybuchaja awantury. Mnie przesadzili raz, ale trzymam miejsce. Termos gdzies z przodu.
16 - jestesmy w Ha Tien. Na brzegu tlum motorbikerow atakuje zaciekle kazdego bialasa, ktory wychodzi ze statku. Zanim wyszedlem na brzeg Termosowi jakos udalo sie zebrac razem oddzielone od niej bagaze i dac w morde najbardziej nachalnym typkom (sa od niej 2 razy mniejsi :0).
Uciekl nam bus do Rach Gia. Oblezeni przez zadnych zysku kierowcow, ktorzy chca nas koniecznie wiezc do Kambodzy, usilujemy dojechac na dworzec autobusowy.
16.30 - jedziemy na dworzec. Po drodze motorki zatrzymuja sie i koledzy proponuja nam okazyjna 120 km podwozke do Chau Doc (gdzie chcemy dojechac, ale pojutrze) za jedyne 50 zybli od lebka. Awantura. Jednak jedziemy na dworzec.
17 - lokalnym busikiem podrozujemy do Rach Gia. Swietna sprawa - przez otwarte na osciez okna docieraja do nas zapachy delty Mekongu, spalin i gnijacych na sloncu owcow.
19 - jestesmy w Rach Gia. Oblezeni przez zadnych zysku motorbikerow, usilujemy dowiedziec sie, kiedy odjezdza najblizszy autobus do Can Tho. Nie ma od kogo. Koledzy twierdza, ze najblizszy i ostani jest minibusik turystyczny o 19.30. Nie ma wyboru - jedziemy.
19.30 - czekamy na busa, ktory sie spoznia.
21.30 - bus nie przyjechal. Cholera wie czemu, bo nikt nam nic nie wyjasni. Kolesie zapakowali nas do zwyklego lokalnego autobusu (oczywiscie, ze byl autobus! autobusy i busiki turystyczne roznia sie cena mniej wiecej trzykrotnie na korzysc autobusow) W autobusie dzieki zamknietym oknom dociera do nas pelna gama zapachow orientu. Termos chory, tym razem straszy zapaleniem oskrzeli.
12.30 - wysiadamy zaspani na dworcu w Can Tho. Targi poszly szybko i kolo pierwszej w nocy ladujemy na 4 godziny w hotelu - pokoj z oknem na korytarz 12$.
PODSUMOWANIE.
przejechanie okolo 200 km w linii prostej, zajelo nam 18 godzin, kosztowalo nas okolo 120 zl od lebka. Zakonczylismy noclegiem w pokoju z oknem na korytarz. :)