Tropikalne slonce, woda o temperaturze 30 stopni, dlugie piaszczyste plaze, palmy i bungalowy nad morzem :) Jak w reklamach.
Jestesmy szczesliwi, jestesmy zrelaksowani, jestesmy spaleni sloncem... Dzisiejsza noc byla koszmarem. Ja czekam, az zejdzie mi zsiniala od slonca skora na twarzy, Termosa dopadlo przywiezione z Wawy przeziebienie + udar sloneczny. Tak to jest, jak bialasy widza slonce po raz pierwszy od pol roku. Uwaga dla przyszlych amatorow zimowycvh kapieli slonecznych: na plaze naprawde nie wychodzimy bez bloka, a godziny poludniowe naprawde spedzamy w cieniu!
W ogole, a propos pogody, nie wyobrazam sobie, jak tu bedzie latem, skoro zima temperatury sa takie, jakich u nas nie uswiadczysz w najgoretsze lata. Po raz pierwszy zdarzylo sie nam poparzyc stopy biegnac 20 metrow po piasku do wody.
Na Phu Quoc dolecielimy z Sajgonu samolotem Vietnam Airlines. Krotko (45 min), wygodnie, ladne widoki na miasto i delte Mekongu, poza tym po raz pierwszy lecielismy smiglowcem, a wietnamskie stewardessy sa przesliczne ;)
Phu Quoc, a przynajmniej rejon, w ktorym przebywamy, to bardzo turystyczne miejsce. Spotykamy glownie Niemcow i Skandynawow. Niestety jest srodek sezonu i ceny tutaj sa dopasowane pod turystow z zachodu. Wietnamczycy targowac sie nie chca (po prostu mowia NIE, odwracajac sie), moze dlatego, ze jesli nie my, to za moment przyjda bogatsi i zaplaca ile zazadaja.
Ceny mniej wiecej, jak u nas, chociaz komunikacja drozsza. nocleg 15-30$/2os., skromna kolacja 6 - 10$/2os., A PODOBNO MIALO BYC TAK TANIO!!!
Ale za to mamy: bungalow nad morzem (z zimna woda), na kolacje swieze krewetki, kraby, kalmary, osmiornice, barrakudy, tunczyki, tanie ananasy i mango + troche innych dziwnych owocw, np. czerymoja. Ulubiona przyprawa wietnamczykow jest, zdaje sie kolendra, ktorej lisci dodaja chyba do wszystkiego oraz sosy na bazie chilli.