Jestesmy ponownie w Bangkoku. Z przykroscia stwierdzamy, ze jeszcze nie wyrosly nam ogony.
Przy okazji bilans dnia, czyli prostowanie nadmiernie entuzjastycznych opinii na temat zwiedzonych przez nas miejsc.
1. Nie jest prawda, ze w Bangkoku mozna kupic wszystko i nie warto przed wyjazdem robic zakupow w Polsce.
Przykladowo, przez dwa dni nie udalo nam sie nigdzie dostac:
przejsciowki usb host do tabletu, przejsciwki z karty SD na CF, czolowki, ladowarki do akumulatora do Canona... nie ma nawet tak podstawowych artykulow, jak silikonowe gekony i chnskie kotki machajace lapka. Zalosne. W czterech wielkich centrach handlowych nie ma ani jednego sklepu ze sprzetem turystycznym z prawdziwego zdarzenia.
2. Chatuchak moze i jest najwiekszym bazarem w tej czesci azji - dla osob, ktore nie byly na stadionie dziesieciolecia. Przeszlismy go wzdluz i wszerz w dwie godziny. Silikonowych gekonow nie stwierdzono.
3. Chinska dzielnica od strony rzeki wcale nie wyglada, jak slumsy. Wyglada normalnie azjatycko. Swiatynia zlotego buddy, to tylko strata czasu. Jedzcie do Mandalay.