17.02.
Termos pisze tym razem.
Okazalo sie, ze nic nie jest takie proste jak sie wydaje mieszkancom Europy, chocby i wschodniej. Promu dzis nie ma. Jest w poniedzialek, czyli za 5 dni. Firma Montenegro zmienila sobie rozklad kursowania promow, majac gdzies nasz starannie zaplanowany program podrozy. Nie ma oczywiscie o tym wzmianki na stronie internetowej, a my kierowani zachodnia wiara w slowo pisane, nie zadzwonilismy i nie upewnilismy sie. Do tego bilety na samolot sa horrendalnie drogie, pozostaje nam wiec wytracic jakos 3 dni na tej pieknej wyspie.
Jedziemy do Sabang ogladac podziemna rzeke, czyli cos, co postanowilismy z rozmyslem ominac ze wzledu na megaturystyczna otoczke tego wydarzenia. Jak powiedzial znajomy dunczyk : "tourist's minibuses fyck off", wiec pojechalismy tradycyjnie jeepneyem. Nie dalo sie na dachu, bo jest to jedyny jeepney do Sabang, w zwiazku z tym byl niemilosiernie zapakowany, na dachu, oprocz bagazy, pakunkow i oczywiscie ryb (swoja droga nurtuje na tytaj od pocztku pytanie, czego oni woza ryby z jednego portu rybackiego do drugiego?) jechalo jeszcze jakies 100 osob, niektore stojac. Na masce, oprocz kilku pakunkow i plecaka, polozono wytlaczanka jajek. Jajka dojechaly w calosci, pasazerowie rowniez. Uch, bedzie mi tego brakowalo w autobusie do Olsztyna...
Sabang okazalo sie calkiem przyjemnym miejscem z ladna plaza i turkusowym morzem z fantastycznymi falami do skakania.
Zatrzymalismy sie milutkim resorcie przy samej plazy i spedzilismy dzien nic nie robiac poza walka z falami.
18.02.
Wycieczka do megaatrakcji turystycznej wpisanej na iles tam waznych list i kandydujacej do 7 cudu swiata.
Czyli jedziemy ogladac slynna Underground River. Calosc organizacyjnie wyglada jak sprawnie dzialajace fabryka. Najpierw w jednym okienku uiszcza sie oplate 200P/osobe za wejscie do parku, nastepnie przesuwaja delikwenta do miejsca gdzie przydzielane sa lodki motorowe (700P za lodz, max 6 osob), potem czeka sie w kolejce na swoja lodke i juz mozna plynac do podziemnej rzeki. Kamizelki asekuracyjne obowiazkowe. Dobijamy do miejsca gdzie zaczyna sie rzeka i czekamy kolejna godzine w tlumie turystow na przydzial do malej wioslowej lodzi i plyniemy juz wlasciwa rzeka. Kamizelki asekuracyjne i kaski obowiazkowe. To dosyc dziwne w kraju, gdzie typowym sposobem podrozowania jest jazda na dachu albo na zderzaku jeepneya.
Sama rzeka plynie pod ziemia, a wlasciwie przez jaskinie ponad 8 km, z czego 4,3 km jest splawne i tym samym jest najdluzsza splawna podziemna rzeka swiata. Dla turystow udostepniono 1,5 km. Dzordzowi sie podobalo, mnie tak sobie, ale ja nie przepadam za jaskiniami. W sumie najfajniejsze byly miliony nietoperzy wiszace nad glowami. Sama jaskinia nie ma jakis zachwycajacych form geologicznych, nie jest nawet oswietlona, no ale jest obowiazkowym punktem w programie kazdego szanujacego sie turysty.
95% turystow wykupuje sobie bardzo droga jednodniowa wycieczke z Puerto Princesa do Sabang. Trzygodzinna podroz vanem w jedna strone, 45 minut plyniecia rzeka, szybki lunch i trzygodzinna podroz vanem w druga strone. Bez sensu, a kosztuje tyle, co dwudniowy pobyt z dojazdem. Sabang jest bardzo mila wioska z pieknymi plazami i kilkoma innymi atrakcjami poza podziemna rzeka. Duzo ciekawsze od powrotu lodzia z wycieczka do podziemnej rzeki, jest przejscie tzw, Monkey Trail albo Jungle Trail, na co turysty z reguly nie maja czasu. My wracalismy przez dzungle. Bardzo wygodna pieciokilometrowa sciezka. Nie ma turystow, tylko my, gigantyczne drzewa, liany i inne dziwne formy roslinne, upal i 100% wilgotnosci. Szlismy 3 godziny w gore i w dol zlani potem. Zwierzecych form zycia nie stwierdzono. Prawdopodobnie w koronach drzew harcowaly urocze malpki i cudowne ptaki, ale bylo to jakies 30m ponad naszymi glowami. W kazdym razie zmeczylismy sie jak podczas maratonu i na jakis czas mamy dosyc doswiadczen z dzungla.
Dzisiejszy dzien obfitowal tez w odkrycia o znaczeniu globalnym. Okazalo sie, ze na Filipinach mozna zjesc dobre i tanie zarcie! Kolacje zafundowalismy sobie w malutkiej miejscowej restauracji. Po zlozeniu zamowienia (tunczyk curry i drugi grillowany z sosem grzybowym), pani pobiegla na zakupy do miejscowych rybakow i nabyla pyszna swieza rybe. Czekalismy godzine, ale bylo warto. Jedzenie przepyszne i tanie.
Drugie bardzo wazne odkrycie dotyczy filipinskiej pinacolady. Sklada sie ona z rumu (duzo) i soku ananasowego. Rum jest nadzwyczajny, nie zepsuje go nawet sok z puszki. Calosc (0,3 l) za jedyne 4 zl w w/w knajpce. Oczywiscie to samo mozna przyrzadzic samodzielnie zakupujac za 2 zl skladniki w pobliskim sklepie . Co tez niezlocznie uczynilismy.
Wlasnie tak wyobrazalam sobie wakacje w tropikach, morze, biala plaza i termos popijajacy pinacolade pod palma.
[EDIT - Dzordz]
Drugie wydarzenie na skale globalna. Moj aparat wysechl i chyba dziala. Jestem pod wrazeniem. Moze jednak beda filmy z rekinami wielorybymi.
INFORMACJE PRAKTYCZNE
Do Sabang warto przyjechac na 2-3 dni, oprocz podziemnej rzeki warto przespacerowac sie przez dzungle, pojsc do wodospadu i przeplynac rzeka mangrowa. Bardzo ladna, calkowicie pusta plaza jest po zachoniej stronie, za skalistym cyplem.
Jeepney Puerto Princesa – Sabang odchodzi o 7 rano z San Jose Terminal (200P, 3 godziny). Powrotny jeepney z Sabang rowiez o 7.
Nocleg: Resort – Green Verde (500-600P za pokoj dwuosobowy w bambusowym bungalowie z lazienka). Fajna restauracja przy plazy, niespecjalnie droga i ze znosnym jedzeniem.
Jest jeszcze tutaj bardzo klimatyczne miejsce na nocleg – Dab Dab Resort, 2 bambusowe szalasy wygladajace jak domki na drzewie (400P, lazienka na zewnatrz) + jeden wiekszy za 650 z lazienka. Wszystko polozone w bardzo pieknym ogrodzie, wygladajacym jak dziki las tropikalny. Niestety istnieje duze prawdopodobienstwo wystepowania mnostwa komarow tamze.
Jedzenie:
Baliambay Food Hauz - malenka knajpka w budach nad samym morzem, na lewo od informacji turystycznej (w strone Dab Dab Cottages). Latwo ja przeoczyc, bo ma dwa stoliki upchniete miedzy sklepem z ciuchami, a garami innej jadlodajni obok. Pyszne, swieze, robione na miejscu zarcie, ceny przynajmniej o 30% nizesze, niz w restauracjach resortowych. Drinki po 60 pesos.