02.02. Inle Lake
Teraz pisze Termos, bo Dzorcz zupelnie sobie nie radzi.
Kolejny dzien w Nyaungshwe, zapuscilismy tutaj korzenie, pewnie z powodu cudownego zapachu syropu trzcinowego i karmelu, ktory unosi sie wszedzie. Nad Inle Lake jest centrum produkcji cukru z trzciny cukrowej i dzisiaj udalo nam sie dokladnie obejrzec proces producji w malej manufakturze. Produkcja jest bardzo prosta. Trzcine przepuszcza sie przez prase, wyciska sok, ktory nastepnie jest podgrzewany i odparowywany w kilku kadziach. I prosze, gotowa melase mozna zawiezc w wielkich beczkach gdzies (nie wiadomo gdzie, we wszystkie strony kraza tu traktorki zaladowane beczkami po dach).
Takie fabryczki mozna tu spotkac na kazdym kroku. Produktem finalnym jest cukier w sztabkach, bardzo smaczny. Zostalismy poczestowani takimi slodkosciami oraz pysznym sokiem trzcinowym. Wszyscy Birmanczycy sa zachwyceni nasza doskonala znajomoscia ich jezyka (umiemy powiedziec po birmansku dzien dobry, dziekuje, nie ma za co, do widzenia, jestem zmeczony, nie jestem zmeczony, jestem troche zmeczony) i wciaz nas czyms czestuja.
Jezdzimy rowerami po okolicy, lazimy po gorkach i plywamy lodka po jeziorze, na zmiane. Jak zwykle stalym punktem programu bylo zwiedzanie pagod i fotografowanie Buddow. Jest ich wiecej niz naszych kosciolow. Dzis udalo sie byc obecnym w klasztorze przy lekcji mlodych mnichow, bardzo ciekawe doswiadczenie. Stary mnich-nauczyciel mowi cos w dziwnnym jezyku, mlodzi powtarzaja to chorem, siedzac na potlodze i kiwajac sie. Okazalo sie pozniej, ze nauczyciel byl zachwycony, ze obserwowalismy ich lekcje i robilismy zdjecia. Tutaj wszyscy uwielbiaja byc fotografowani.
A teraz troche o jedzeniu.
W Birmie jedzenie jest takie sobie, byloby niezle gdyby zdecydowali sie dodac jakies przyprawy (prawie nie uzywaja kolendry, nieszczesni). Na sniadanie (godz. 6.30) dostalismy zupke w stylu Shan, cos jakby nasza pomidorowa z makaronem (Brzydalek bylby zachwycony), bardzo smaczna. Sniadania sa zawsze w cenie hotelu, i z regoly oznaczaja 2 tosty z dzemem i potwornie tlusty omlet, wszystko tu smazy sie bowiem na glebokim tluszczu oraz przepyszna kawe mix 3 w 1. Herbata na szczescie tez jest, zielona i bardzo smaczna, zawsze za darmo. Stoi w kazdym miejscu w termosie (w zyciu nie widzieliscie tylu termosow na raz) a obok czarki do herbaty. Niestety nie ma tu szlachetnego zwyczaju mycia tych czarek, dlatego trzeba to zrobic samodzielnie uzywajac do tego celu odrobiny goracej herbaty, a nastepnie wycierajac do sucha czarke papierem toaletowym, ktorego rolka tez zawsze stoi na stole. Sprawe kawy 3 w 1 mozna obejsc w sposob nastepujacy: poprosic o czarna kawe, dostaje sie wtedy pelen termos aromatycznej kawy normalnie parzonej, a kilaka minut pozniej zamowic mleko (sojowe). Zamowienie kawy z mlekiem zawsze oznacza pyszny napoj w postaci filizanki letniej wody oraz paczuszki z kawa 3 w 1, do samodzielnego montazu. Do jedzenia jest zwykle ryz lub kluski z czyms, najczesciej z warzywami, czyli kilkoma plastrami marchewki i mnostwem roznego zielska. Kluski czesto wystepuja wraz z zupa, niestety nie tak pyszna jak wietnamskie pho. Birmanczycy maja przykry zwyczaj dodawania do wszystkiego orzeszkow ziemnych w postaci prazonej, mielonej suszonej gotowanej i in. Miesa je sie bardzo malo, czemu nie ma sie co dziwic, jako ze zwierzeta spozywa sie po ich naturalnej smierci. Nad morzem i jeziorem ryby, niestety przewozi sie je na duze odleglosci autobusem i to najczesciej tym, ktorym akurat jedziemy. Do pysznych rzeczy naleza smazone na chrupko cienutkie nalesniki i pierozki, nadziewane warzywami, fasola, zielskiem, bananami albo slodkim ryzem i jedzone z ostrym sosem chilli. Dobre sa tez smazone na ulicy placki w stylu indyjskim z fasola. Nie je sie tez wcale robakow, co moze dziwic w takim biednym kraju, w kazdym razie Dzorcz jest niepocieszony.
Jednym slowem nic egzotycznego.
Owocow bardzo malo, jedynie banany, papaje i arbuzy, podobno to nie sezon na mango i ananasy. Pyszne sa awokado i pomidory, wsuwamy salatki z tych owocow. Zkoda, ze niedlugo koniec Birmy, na Filipinach pewnie zarcie jeszcze gorsze, tam podobno jedza tylko wnetrznosci i skore martwych zwierzat.