Wystraczy wyjechac poza oplotki miasta w strone jeziora Tonle Sap, aby znalezc sie w zupelnie inym swiecie. Wzdluz lewego brzegu rzeki przez kilkanascie kilometrow ciagnie sie piekna azjatycka zabita dechami wiocha. Zero turystow, bita droga, na ktorej wyleguja sie parchate psy, swinie, krowy, ublocone dzieci... obejrzyjcie sobie z reszta sami;)
Jesli chodzi o jedzenie robali, jednak wymiekamy. Co innego estetyczna, obrana szarancza z patyka, a co innego zobaczyc miche 10 cm karakanow, lezacych na sloncu od poludnia. Nie dalismy rady.
Czas umyka, jutro wracamy do Wietnamu. Mielismy zamiar leciec samolotem, ale loty tu jakies strasznie drogie - wyszloby 450 - 500 zl na leb za 1,5 godzinny lot, wiec jedziemy 12 godzin autobusem. bleee...