Podroz Mekongiem to chyba najprzyjemniejszy sposób dotarcia do Phnom Phenh. Sa dwie opcje: speedboatem za 25$/5 godz. bez przesiadek. Lódka wyglada na calkiem turystycznie wypasiona, pewnie z klima - nie wiem, bo wybralismy oczywiscie tansza opcje, Slowboatem za 10$ / 8 godz. Plynie sie tanim, powolnym pykpykiem, klima jest, bo brak okien, na gornym pokladzie daszek (dla szybkich, warto zajac sobie miejsce). Wstalismy wczesniej, zeby zdazyc na zwiedzanie plywajacej wioski na Mekongu. Wlasciwie nic specjalnego, obejrzelismy farme rybna pod podloga, wstapilismy kupic pamiatki, hmmm.... w kazdym razie czysciej tam bylo, niz na ladzie. Potem wietnamska lodzia do granicy kambodzanskiej, tam obowiazkowy postoj na posilek w strefie dolarowej, w zaprzyjaznionej restauracji, nastepnie 3 godziny czekania na granicy, az przyplynie po nas spozniajaca sie lodz z Kambodzy. Na koniec 1,5 godzinki busikiem do Phnom Phenh. Busik po mojemu jest po to, zeby skrócic do sensownej dlugosci czas podrózy. Lodz doplywa do przystani w jakiejs wiosce, skad do stolicy biegnie piekna szeroka, rowna asfaltowa droga.
W PP wyraznie widac wplywy francuskie (moze dlatego, ze nie zostalo zbombardowane przez amerykanow), w kazdym razie w porownaniu z Sajgonem to europejskie miasto. Ulice, place, parki, kamienice... Mniej motorkow w porownaniu z Wietnamem, za to duzo drogich japonskich samochodow - glownie Lexusów, ktore powoduja koszmarne korki. W Sajgonie mimo wiekszego ruchu, dzieki motorkom komunikacja odbywala sie plynnie - tutaj wjazd do miasta zajal nam ponad godzine.
Pozny wieczor nigdy nie jest dobrym momentem na pojawienie sie w obcym miescie bez mapy i przewodnika ;) Poza tym, zdaje sie, ze sciagajac informacje z netu nie uwzglednilem tego, ze mamy wlasnie szczyt sezonu turystcznego i ceny rosna dwukrotnie. W efekcie zamiast plynac do Siem Reap statkiem (35$/os ;]), jedziemy autobusem turystycznym za 8$. Coz, moze po drodze obejrzymy przynajmniej kawalek kraju.
Z "nocy freakow"" nic nie wyszlo. Trafilismy do knajpki na targu, gdzie najedlismy sie tak, ze zadne robaki nie budzily juz w nas apetytu. Szkoda, bo troche tu tego maja, takie, biale dlugie juz obrane, pieczone w lupinach chrzaszcze dlugosci tak z 10 cm, mniejsze czarne na jeden kes, sporo grillowanych kurzych lbow, nog i plodow...takie tam. Troche polazilismy, ale niezadlugo, bo Termos ma straszny katar i zle sie czuje. Upal ja rozklada ;(
Przy okazji, jak zwykle dalismy sie nabrac. Spacerujac noca wzdluz nabrzeza widzielismy mnostwo turystycznych lodek, a w agencji powiedzieli nam, ze rejs kosztuje 35$, bo nie ma innych lodek poza szybkimi, hehehe... Trudno uwierzyc, zeby nie bylo jakichs tanszych kursow woda do Siem Reap ;/