19.02
Jestesmy znow w Puerto Princesa, czekamy na niedzielny prom do Iloilo.
Pierwszy raz wszystko poszlo jak z platka. Wymiana pieniedzy w banku, zakup biletow, znalezienie taniego hotelu.
Zdazylismy jeszcze zwiedzic market (niesamowite potwory oni tu wylawiaja z morza i jedza) oraz zlozyc wizyte w miejscowych slumsach – wiosce rybackiej zbudowanej na palach na brzegu morza. W wiosce byly w zasadzie same kobiety i dzieci, wszyscy bardzo mili, ciekawscy i chetnie pozujacy do zdjec. Faceci siedzieli przy glownej ulicy i zajmowali sie nicnierobieniem. Czyli jak wszedzie.
Kolejnym odkryciem dzisiejszego dnia byl owoc wygladajacy jak gigantyczna opuncja. Strasznie pyszny, slodko-kwasny i bardzo soczysty. Raczylismy sie rowniez maracuja (1,5 zl za kilogram). Zmieniam zdanie o filipinskich owocach. Na rynku w wiekszym miescie sa i w dodatku niedrogie (moze poza mango, ktore kosztuje ponad 10 zl za kg)
Dzien zakonczylismy wysmienitym pieczonym prosiakiem. Lady z pieczonymi w calosci prosiaczkami stoja na ulicy, mozna sobie nabyc dowolna czesc (300P/kg). Wskazany jest pospiech, bo najlepsze kaski bardzo szybko znikaja.
INFORMACJE PRAKTYCZNE
Najtanszy nocleg w Duchess Pension. Bardzo przyzwoity hotel (300P za pokoj dwuosobowy z lazienka na zewnatrz, 600 za pokoj z klima i lazienka) z Wi-Fi (50P/dzien)
Dojazd tricyklem z San Jose Terminal 70P. Na dworcu zycza sobie 100, a nawet 150, ale trzeba sie targowac.