Geoblog.pl    taipan    Podróże    Birma i Filipiny 2011    mandalay
Zwiń mapę
2011
22
sty

mandalay

 
Birma
Birma, Mandalay
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14647 km
 
22.01
Mandalay
Troche o podrozowaniu po Birmie.
Jezdza tu trzy rodzaje autobusow:
Klasa deluxe, takie lacza np. Yangon z Baganem: rozkladane, pluszem obijane fotele, duzo miejsca na nogi (jesli akurat ktos nie podlozyl wielkiej paki), do tego krysztalowe zyrandole i migajace kolorowe lampki nocne. Klima dziala jak szalona, wiec warto wziac na podroz spiwor. Krotko mowiac standard swiatowy.
Klasa turystyczna, to nasze 20 letnie PKSy. Stare, ale mimo wszystko autobusy osobowe. W przejsciu miedzy siedzeniami miesci sie dodatkowe kilkanascie osob, a skrzynie z rybami jada w bagazniku na dole. Klima jest, chociaz raczej w teorii.
Klasa ekonomiczna: male autobusy lub kilkunastoosobowe, rozpadajace sie minibusy z twardymi kanapami oklejanymi cerata. 50 osob wchodzi do srodka (sprawdzone), kilkanascie jedzie z bagazami na dachu. Pol autobusu zajmuja pudla z cieknacymi rybami,dzieki ktorym plecak nabierze niepowtarzalnego aromatu. Reszta bagazy okupuje wolne miejsce pod siedzeniami, lub tworzy piramide na dachu. Srednia predkosc podrozy ok. 20 km/h.
Klasa lokalna to pickup z otwarta buda, dwiema laweczkami, sterta bagazy i pasazerami zwisajacymi po bokach, jak winogrona.
Niezaleznie od tego, jakie zdjecie pokaza w biurze podczas kupna biletu – na pewno nie bedzie to fotka autobusu, ktorym pojedziecie. Nie ma reguly pozwalajacej przewidziec, jakiego typu pojazd zostanie podstawiony. Trzeba pogodzic sie z tym, ze placac za przejazd rownowartosc np. 30 zl, odbedzie sie 10 godzinna podroz posrod bagazy, upchniety, jak sardynka razem z atochtonami.
Ruch w Birmie jest, co prawda, prawostronny, ale nie widzialem jeszcze samochodu, ktory mialby kierownice po lewej stronie.
W zwiazku z tym, oprocz kierowcy w kazdym autobusie jedzie pomocnik, ktory, oprocz rozsadzania pasazerow, zajmuje sie wygladaniem przez drzwi po lewej i przekazuje kierowcy biezace informacje na temat ruchu drogowego. Do jego funkcji nalezy rowniez zaopatrywanie pasazerow w reklamowki na wymioty. Wiekszosc birmanczykow cierpi na chroniczna chorobe lokomocyjna.
Podroz trwa zazwyczaj znacznie duzej, niz w planie. Najdluzej jada busiki lokalne, zbierajac po drodze pasazerow i wyladowujac bagaze. Chociaz, nie zawsze. Zdarzylo sie nam, ze planujac nocny przejazd na trasie Yangon - Bagan, zamiast o 6 rano, znalezlismy sie w obcym miescie w srodku nocy, dlatego, ze autobus przyjechal 3 godziny wczesniej.
Osobna sprawa jest, czy autobus nie zepsuje sie po drodze. Stan wiekszosci pojazdow nie spelnia norm europejskich, a drogi sa pagorkowate i pelne dziur.
Budowa drogi wyglada tak: na piach sypie sie gruby tluczen, polewa sie asfaltem z beczki grzejacej sie nad ogniskiem, na to sypie sie tluczen i przejezdza walcem, motorowerem, samochodem, lub ubija klapkami. Noszenie gruzu odwalaja kobiety, faceci zajmuja sie grzaniem smoly i jezdzeniem.

Caly ten przydlugi wywod, w zamysle sluzy temu, zebyscie mogli sobie wyobrazic, jak wygladala nasza dzisiejsza 10 godzinna jazda lokalnym busem z Baganu do Mandalay. Cheers.

23.01
Mandalay
Birma strasznie biedna. Najfajniejsi sa ludzie. Super. Naprawde interesuja sie obcokrajowcami, zupelnie bezinteresownie. Generalnie usmiech, to za malo. Sprawdza sie tylko podczas jazdy np. rowerem. Wystarczy sie zatrzymac i zaczynaja sie pytania: jak masz na imie, skad jestes, czy podoba ci sie u nas, jak dlugo tu zostaniesz, etc... I odpowiedzi chyba naprawde ich interesuja. Taki typ bardzo osobistego zainteresowania wystepujacy w spolecznosciach wiesniaczych.
W Baganie mielismy taki przypadek. Na lanczyk wstapilismy do knajpki, ktora wyczailem wczesniej z bloga jakichs Polakow. Mala rodzinna restauracja. Matka gotuje, ojciec i syn obsluguja. Pyszne domowe jedzenie, olbrzymie porcje. Zgarnalem od pani kilka przepisow - strasznie sie ucieszyla, ze nam smakuje. Wieczorem w drodze powrotnej wstapilismy na kolacje i zostalismy przyjeci, jak w rodzinie zastepczej. Dostalismy w prezencie cukierki z tamaryndowca, ktore pyzie bardzo smakowaly, zostalismy zaproszeni na darmowe barbecue z okry - nie wiedzialem, jak smakuje, wiec nam zademonstrowano. Otrzymalismy dobre rady na droge, a na koniec, poniewaz konczyla nam sie akurat kasa, gospodarze stwierdzili, ze to nie szkodzi. Jesli nie mamy pieniedzy, to nie musimy placic.
No cos niesamowitego. Zupelnie obcy ludzie.
O podrozowaniu autobusami juz pisalem na blogu. Generalnie sa dosc drogie - ceny zblizone do polskich, ale w standardzie o wiele nizszym. Nie jest tez tak, ze za autobus lokalny zaplaci sie zawsze mniej, niz za turystyczny. Byc moze wynika to z tego, ze rzad nie zyczy sobie, zeby turysty podrozowali samopas i subtelnie stara sie ich do tego zniechecic. Ale to takie moje dywagacje.
Egzotyka na maksa. Zupelnie inny kraj, inny obyczaj. Bylismy w Baganie, ktory jest najwiekszym po Angkor Wat skupiskiem swiatyn na swiecie. Jest ich okolo 2000, rozrzuconych na obszerze, ktory mozna objac wzrokiem z ajkiejs wyzszej stupy. Cos niesamowitego. Widok, jak z filmow fantasy. Swiatynie sa w roznym wieku, najstarsze maja okolo tysiaca lat i zachowane oryginalne malunki na scianach. Fajny detal. Niestety czesc zostala ewidentnie odrestaurowana przy pomocy pedzelka lokalnego artysty. Od razu widac roznice.
Po Baganie smigalismy rowerkami i to najleszy srodek lokomocji. Wcale nie jest tak cieplo, jak na tropiki, wiec temperatura, nawet w poludnie, nie sprawia problemow. Pod wieczor warto nawet ubrac polar.
Teraz jestesmy w Mandalay. Jedno z magicznych miejsc wschodu, co? Miasto, jak typowe azjatyckie miasto. Ok. miliona mieszkancow, straszny halas i spaliny. Do tego jest dosc sucho o wszedzie unosi sie drobniutki pyl. Po raz pierwszy w czasie jazdy rowerem docenilem wynalazek amerykanskich kombojow i oboje z pyza wygladalismy na naszych rowerach, jak anioly piekiel, w chustach na gebie :)
W samym Mandalay najbardziej interesujacy jest posag buddy Mahamuniego. Wedlug legendy, jeden z trzech oryginalnych wizerunkow samego buddy. Znaczy zrobiony na jego podobienstwo w jego obecnosci. Faktycznie, robi wrazenie. Ma moc :) No i caly zloty. Tutaj jest taki zwyczaj, ze na szczescie przykleja sie do posagu zlote platki. Warstwa tych platkow na posagu ma od 5 do 15 cm i miejscami calkowicie deformuje jego wyglad. Az trudno sobie wyobrazic ile milionow ludzi adorowalo posag.
Pojezdzilismy troche rowerami w okolicy Mandalay, ogladajac oczywiscie atrakcje turystyczne. Spoko, ladne, ale najciekawsze byly wioski i pracujacy ludzie po drodze. Maja tutaj chyba system cechowy, jak w sredniowieczu. Kazde zawody grupuja sie przy jednej ulicy. Najbardziej podobala sie nam ulica weglarzy. gdzie sortowano wegiel drzewny. Alez fotogeniczne te usmotruchane dzieciaki :)
Trafilismy jeszcze na ulice wlokiennicza, gdzie w malych manufakturach, w warunkach, z konca XIX wieku produkuje sie tkaniny.
Niezle zobaczyc to na wlasne oczy. Podobno oryginalna birmanska wytworczosc w szybkim tempie wypierana jest przez chinczykow, wiec, byc moze to ostatni moment.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (26)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (8)
DODAJ KOMENTARZ
rodzice EML
rodzice EML - 2011-01-25 11:26
Proszę, jaki schludny dziennik. Najbardziej ucieszyła nas czerwona linia, kończąca się na wyspach w Zatoce Gwinejskiej. Prawdziwie wirtualna podróż.
 
Bratek
Bratek - 2011-01-25 16:00
Fajnie! Inaczej! Niezwykle!
Trochę kojarzy mi się z wycieczką do Albanii w góry. Jeśli chodzi o samochody: to wszystko sprowadzane (czyt. przemycane) z Japan. Tam tak mają. Ciekawe rozwiązanie wymyślili na wschodzie Rosji: tam montują poziomo PERYSKOP, żeby widzieć co się dzieje z przodu :)))). No, ale u nich mniejsze zaludnienie...
Czekam na następne info.
 
barteka
barteka - 2011-01-25 16:17
Kurcze! Wystraszyliście mnie tą wagą tego geobloga. Na wyjazd do Murmańska i na Nordkapp muszę napisać coś mojego i mało ważącego... Znaczy zaczynam myśleć...
 
taipan
taipan - 2011-01-30 04:47
raczej. Geoblog jest za ciezki, przez ten mogul z mapa. Jesli nie zalezy, ci na mapie, latwiej prowadzic bloga na worpressie.
 
mi
mi - 2011-01-31 15:27
Dżooooordż!!!! Totalnie nie wiesz jak wygląda mały, ładny chłopiec!!! Ma być MAŁY i ładny :) I żadnej golizny, bleh :P
 
Geoblog
Geoblog - 2011-02-01 09:26
Coś za coś :) Gdybyśmy wycięli google maps, nie byłoby trasy podróży, a w przyszłości jeszcze kilku innych funkcji, które zamierzamy uruchomić. Tym właśnie Geoblog różni się od innych platform blogowych, w końcu mapa nierozerwalnie wiąże się z podróżami :)
 
taipan
taipan - 2011-02-06 01:35
jasne, rozumiem idee, jeno dobrze byloby dac mozliwosc uruchomienia serwisu w wersji light - bez tych wszystkich bajerow. W Birmie w wielu miejscach net jest tak wolny, ze geoblog po prostu nie ma szansy sie uruchomic.
 
Geoblog
Geoblog - 2011-02-10 17:28
No tak, tylko ze jak bez mapy wskazac miejscowosc? Mozna zostawic jedynie wybor nazwy z naszej bazy, ale bez sprawdzenia na mapie nie byloby pewnosci, czy wybiera sie wlasciwa (np. w Polsce jest kilka Lodzi)
 
 
taipan
jacek laskowski
zwiedził 5% świata (10 państw)
Zasoby: 77 wpisów77 273 komentarze273 1039 zdjęć1039 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
04.11.2012 - 05.12.2012
 
 
11.01.2011 - 17.03.2011
 
 
17.02.2009 - 18.03.2009