KO SI CHANG
Postanowilismy skrocic nasz pobyt na polnocy Tajlandi i pozostale dwa dni wykorzystac na podrasowanie opalenizny i nagrzanie sie przed powrotem do Polski.
Najblizej Bangkoku lezy mala wysepka Ko Si Chang. Nie spodziewalismy sie krysztalowej wody w zatoce, ale znalezlismy w necie ze dwie plaze i jakies resorty, wiec wybor byl prosty.
Na miejscu szok. Jak tu pieknie! Wszedzie wokol statki... DUZE STATKI. WIELKIE STATKI. Stojace na kotwicy, rozladowujace lub ladujace towary, cumujace i odplywajace. Wokol wszelkiej masci kutry, barki i inne plywajace ustrojstwa. Smieci, syf i smrod... Gdzie te plaze? Dlaczego nikt nie napisal, ze ta wyspa, to jakies cholerne centrum przeladunkowe?
Koniec koncow, okazalo sie, ze po przeciwnej stronie wyspy jest jednak jakas plaza. Nadal mamy widok na statki, ale woda jest ciepla, bez oleistych plam, a slonce swieci :-)
Poza tym po raz pierwszy trafilismy do typowo tajskiego kurortu. Prawie nie ma tu bialasow.
Miejsce to raczej odbiega od europejskiego wyobrazenia o rajskim wypoczynku. Malutka plaza jest zasmiecona i zastawiona setkami zdezelowanych niskich stolikow i lezakow.
Przyjezdzaja tu z grubsza dwie grupy turystow: na jednodniowy wypoczynek z Si Racha mlode, zakochane pary i grupy mlodziezy. Zamawiaja cos do jedzenia (owoce morza, ryz i, obowiazkowo, coca-cole), rozkladaja na lezakach i, na zmiane, jedza i spia przez caly dzien. Wieczorem kapia sie w morzu, jak wszedzie w Azji, calkowicie ubrani. Podobno rozbieraja sie tu tylko dziwki. (ciekawe co mysla o bialasach, ktorzy przez caly dzien paraduja w strojach kapielowych). Nie udalo mi sie dociec, czy po wyjsciu z wody przebieraja sie w suche ciuchy, czy wracaja do domu w ociekajacych woda ubraniach. Kapiel polega na staniu w grupie w wodzie do pasa i darciu sie wnieboglosy.
Druga grupe turystow stanowia starsi biali panowie z tajskimi, mlodymi towarzyszkami. Przyjezdzaja tu na chwile z pobliskiego Pattaya, okropnego miejsca, do ktorego samotni faceci jezdza w jednym celu: zaprzyjaznic sie z paniami lzejszych obyczajow.
Ogolnie klimat, jak na miejskiej plazy, na szczescie bez dudniacych basow.
Warto sie tu wybrac jedynie w sytuacji bez wyjscia, chyba, ze komus bardzo zalezy na poznaniu tajskich obyczajow wypoczynkowych :-)